Przejdź do głównej zawartości

Czy marzenia są na sprzedaż?

Jednym z moich ulubionych autorów jest Richard Paul Evans. Jego powieści czyta się lekko, historie wciągają i z reguły płynie z nich pozytywny przekaz na temat życia, miłości, przyjaźni i innych wartości, które nie cieszą się dziś zbyt dużą medialną popularnością. Można powiedzieć, że to swojego rodzaju przypowieści. Z pewnością niejeden czytelnik stwierdzi, że zbyt naiwne i optymistyczne, oderwane od rzeczywistości, przesłodzone, naciągane... Nie zaprzeczę, ale też nie traktuję tych cech twórczości Evansa jako wad. W moim odczuciu różne książki pełnią różne role i są wśród nich też takie, które mają stanowić ucieczkę od brutalnej rzeczywistości, dawać nadzieję, wyciągać z poczucia beznadziei, inspirować do zmian i pokazywać, że życie jest piękne i czasem wydarzenia, które wydają nam się najgorszymi koszmarami, stają się początkiem czegoś dobrego.

"Sprzedawca marzeń" to pierwsza część nowego cyklu. Nie miałam względem niej dużych oczekiwań. Ostatnie powieści Evansa, które czytałam (np. "Zegarek z różowego złota", "Obietnica pod jemiołą", "Hotel pod jemiołą") nieszczególnie mnie porwały. Na szczęście czekało mnie zaskoczenie. Klimat "Sprzedawcy" jest bardziej zbliżony do "Papierowych marzeń" czy "Zimowych snów". Mamy tu klasyczne (i już przez Evansa wykorzystywane) motywy: trudne dzieciństwo, wielki sukces, kryzys, przemiana, droga, nowy początek. Dzieje głównego bohatera to klasyczny schemat "od zera do bohatera", chociaż ostatecznie okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci i być może upadek owego bohatera to właśnie szczęśliwe zakończenie.

Tytułowym sprzedawcą marzeń jest Charles James, potomek legendarnego bandyty Jessego Jamesa. Poznajemy go w barze na końcu Route 66, chyba najbardziej znanej drogi przecinającej Stany Zjednoczone ze wschodu na zachód, którą przebył on pieszo. Stopniowo poznajemy jego historię. Wychowany w biednej, a przy tym patologicznej rodzinie, przeszukiwał z ojcem kontenery na śmieci, by zdobyć jedzenie i butelki na skup. Dręczony w szkole z powodu meksykańskich korzeni. Goryczy dopełniała nieokiełznana agresja ojca i bierność matki. Jedyną nadzieję dawała Chuckowi wiara w Boga. Jedno wydarzenie zmieniło jednak wszystko i stało się początkiem zupełnie nowego etapu.

Historia Charlesa jest napisana w sposób, który bardzo lubię. Teraźniejszość przeplata się z przeszłością. Dzięki pierwszoosobowej narracji można odnieść wrażenie, jakby ktoś opowiadał nam swoją historię - taki był zresztą zamysł autora. Nie jest to też wrażenie złudne, ponieważ Evans w posłowiu przyznaje, że wzorował się na rzeczywistych wydarzeniach.

Bardzo się cieszę, że sięgnęłam po "Sprzedawcę marzeń". Jestem ciekawa dalszej części i mam nadzieję, że nie będę musiała długo na nią czekać.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jaki był ten rok

Dziś ostatni dzień roku 2018. Wiele osób robi podsumowania, wspomina najlepsze chwile, najlepsze przeczytane książki. I ja również pokrótce podsumuję z własnej perspektywy ten kończący się rok. Pierwsze miesiące 2018 roku nie były łatwe. Nie przepadam za tym okresem w roku, kiedy dni są krótkie, pogoda nijaka, minęły Święta Bożego Narodzenia i pozostaje jedynie oczekiwanie na wiosnę, która tak długo nie chce nadejść. Mimo to na początku 2018 roku była kilka zdarzeń wartych zauważenia. Założyłam tego bloga i (może nieregularnie, ale jednak) publikuję co jakiś czas posty. Napisałam pracę podyplomową i się obroniłam, zyskując uprawnienia do pracy jako nauczyciel. I taki właśnie zawód wykonuję - marzyłam o tym od dziecka. Wiosna minęła spokojnie i bez większych zawirowań. W dzień zakończenia roku szkolnego dowiedziałam się, że zostanę wychowawczynią. I to pomogło mi podjąć w końcu najważniejszą decyzję w tym roku - zrezygnowałam ze studiów doktoranckich. Bardzo długo się z tym nosiłam,...

Czytelnicza niemoc

Wydawać się może, że jesień to idealna pora roku dla mola książkowego. Długie, chłodne wieczory, kiedy można zaparzyć herbatę, otulić się kocem i zaszyć z książką w fotelu - to brzmi tak miło. I w moich wyobrażeniach jesieni taki obraz jest bardzo żywy, jednak kiedy przychodzi co do czego okazuje się, że takie okoliczności to raczej wyjątek niż reguła. Dla mnie jako nauczyciela jesień to czas naprawdę intensywnej pracy, a już tak od połowy listopada, kiedy na horyzoncie rysuje się widmo zbliżającego się zakończenia pierwszego semestru, nagle zaczyna brakować czasu nawet na bieżące sprawy. Znalezienie go na przyjemną lekturę staje się trudne, nie mówiąc już o tym bajkowym, przytulnym klimacie. Czytam więc, kiedy tylko mogę, w pociągu, na przerwie, przy posiłku, na chwilę przed snem (dopóki jeszcze rozumiem, o czym czytam). Zaczęłam kilka książek, ale w takim ślamazarnym tempie żadna nie porywa i nie daje takiej przyjemności, jaką dawałaby czytana na spokojnie, w większych part...

Światło, którego nie widać

Czytam sporo różnych książek, staram się dobierać swoje lektury tak, by oprócz rozrywki niosły też jakieś przesłanie, były wartościowe. Jakiś czas temu sporą popularnością cieszyła się powieść "Światło, którego nie widać" Anthony'ego Doerra. W 2015 roku zdobyła ona nagrodę Pulitzera, zauważono ją również w kilku konkursach i zestawieniach. W moim przypadku zainteresowanie jest zazwyczaj odwrotnie proporcjonalne do popularności książki. Mimo to na targach książki w Gdańsku skusiłam się na kupno "Światła, którego nie widać" i po zapoznaniu się z jej treścią cieszę się, że tak się stało. Akcja powieści toczy się głównie w czasie II wojny światowej, chronologiczny ciąg zdarzeń przeplatany jest fragmentami prowadzącymi do kulminacyjnego momentu rozgrywającego się w sierpniu 1944 roku. Dwoje głównych bohaterów to dzieci - dziewczynka z Francji i chłopiec z Niemiec. Dziewczynka, Marie-Laure, wychowywana przez ojca, który pracuje jako ślusarz w Muzeum Przyrodniczym w ...