Wydawać się może, że jesień to idealna pora roku dla mola książkowego. Długie, chłodne wieczory, kiedy można zaparzyć herbatę, otulić się kocem i zaszyć z książką w fotelu - to brzmi tak miło. I w moich wyobrażeniach jesieni taki obraz jest bardzo żywy, jednak kiedy przychodzi co do czego okazuje się, że takie okoliczności to raczej wyjątek niż reguła. Dla mnie jako nauczyciela jesień to czas naprawdę intensywnej pracy, a już tak od połowy listopada, kiedy na horyzoncie rysuje się widmo zbliżającego się zakończenia pierwszego semestru, nagle zaczyna brakować czasu nawet na bieżące sprawy. Znalezienie go na przyjemną lekturę staje się trudne, nie mówiąc już o tym bajkowym, przytulnym klimacie.
Czytam więc, kiedy tylko mogę, w
pociągu, na przerwie, przy posiłku, na chwilę przed snem (dopóki jeszcze rozumiem, o czym czytam). Zaczęłam kilka książek, ale w takim ślamazarnym tempie żadna nie porywa i nie daje takiej przyjemności, jaką dawałaby czytana na spokojnie, w większych partiach na raz. Tak też zamyka się błędne koło, im mniej czasu na czytanie, tym mniej chęci na czytanie, więc i mniej czytania. Tylko frustracja rośnie.
Ale spokojnie, będzie lepiej. Zaczął się grudzień, jutro pierwsza niedziela adwentu. Jeszcze dwa tygodnie i zakończy się pierwszy semestr, oceny zostaną wystawione i zmniejszy się napięcie szkolne. Zapachnie choinka, zabrzmią kolędy i świąteczne piosenki, zewsząd będą błyszczeć bombki, uśmiechać się Mikołaje. Jeszcze tylko trochę trzeba wytrzymać i wszystko wróci do normy. Byle nie zatracić się w tym pędzie, pozwolić sobie na wytchnienie, przeżyć dobrze adwent. Takie mam postanowienie na grudzień - żyć tu i teraz, pomimo pędu i natłoku spraw mieć zawsze na uwadze to, co najważniejsze. Aby słowa o czasie pokoju i miłości, o przychodzącym na świat Zbawicielu nie były tylko pustymi słowami, ale każdego dnia stawały się coraz bardziej rzeczywiste i stanowiły ważną część mojego życia.
I tego wszystkim w tym czasie życzę!
Komentarze
Prześlij komentarz