Dziś ostatni dzień roku 2018. Wiele osób robi podsumowania, wspomina najlepsze chwile, najlepsze przeczytane książki. I ja również pokrótce podsumuję z własnej perspektywy ten kończący się rok.
Pierwsze miesiące 2018 roku nie były łatwe. Nie przepadam za tym okresem w roku, kiedy dni są krótkie, pogoda nijaka, minęły Święta Bożego Narodzenia i pozostaje jedynie oczekiwanie na wiosnę, która tak długo nie chce nadejść. Mimo to na początku 2018 roku była kilka zdarzeń wartych zauważenia. Założyłam tego bloga i (może nieregularnie, ale jednak) publikuję co jakiś czas posty. Napisałam pracę podyplomową i się obroniłam, zyskując uprawnienia do pracy jako nauczyciel. I taki właśnie zawód wykonuję - marzyłam o tym od dziecka.
Wiosna minęła spokojnie i bez większych zawirowań. W dzień zakończenia roku szkolnego dowiedziałam się, że zostanę wychowawczynią. I to pomogło mi podjąć w końcu najważniejszą decyzję w tym roku - zrezygnowałam ze studiów doktoranckich. Bardzo długo się z tym nosiłam, rozmawiałam o tym wcześniej z moim promotorem i pod wpływem jego namowy zostałam, jednak wciąż czułam, że to nie to. Męczyło mnie rozdarcie między pracą w szkole a uczelnią, ciągle czułam, że z czymś zalegam, że nie daję rady. I wreszcie na początku lipca zapadła ostateczna decyzja i wkroczyłam w wakacje bez obciążenia studiami.
Wakacje to był dla mnie czas odpoczynku i oswajania się z nową rzeczywistością. Spędziłam je głównie w domu rodzinnym. Po raz trzeci wzięłam też udział w rowerowej pielgrzymce na Jasną Górę i w tym roku przeżyłam ją wyjątkowo ciężko. Mimo wszystko jednak było warto. Druga połowa sierpnia wiązała się już z powrotem do Gdyni i przygotowaniami do nowego roku szkolnego w nowej roli.
Czas od września płynął bardzo szybko. Szkoła i nauczanie pochłonęły mnie całkowicie, ale dzięki rezygnacji ze studiów miałam więcej czasu dla siebie. Sporo czytałam, lepiej przygotowywałam się do zajęć. Najtrudniejszy był grudzień, kiedy zbliżał się czas wystawienia ocen semestralnych. Więcej prac do sprawdzenia, ciągle jakieś poprawy... A do tego dwa tygodnie zastępstwa za koleżankę, co dołożyło mi jeszcze raz tyle godzin, ile mam normalnie. Ale przetrwałam, bardzo spokojnie spędziłam rodzinne Święta Bożego Narodzenia, odpoczęłam, spotkałam się z koleżankami. I tak kończy się mój rok 2018. W Nowy Rok mogę wkroczyć z entuzjazmem, ale i spokojem w sercu. Mam wiele planów i marzeń, które może uda mi się zrealizować. Są to proste sprawy, dotyczące mojej codzienności, pracy, ale mam też kilka takich, które stanowią wyzwanie i mają mi urozmaicić życie. Jak będzie - zobaczymy.
Każdemu, kto tu trafił i czyta te słowa, życzę wiele radości w Nowym Roku 2019! Przede wszystkim takiej radości codziennej, znajdowanej w drobiazgach. Doceniania piękna w otaczającym nas świecie, więcej uśmiechu i wzajemnej życzliwości. I oczywiście samych wspaniałych książek!
Pierwsze miesiące 2018 roku nie były łatwe. Nie przepadam za tym okresem w roku, kiedy dni są krótkie, pogoda nijaka, minęły Święta Bożego Narodzenia i pozostaje jedynie oczekiwanie na wiosnę, która tak długo nie chce nadejść. Mimo to na początku 2018 roku była kilka zdarzeń wartych zauważenia. Założyłam tego bloga i (może nieregularnie, ale jednak) publikuję co jakiś czas posty. Napisałam pracę podyplomową i się obroniłam, zyskując uprawnienia do pracy jako nauczyciel. I taki właśnie zawód wykonuję - marzyłam o tym od dziecka.
Wiosna minęła spokojnie i bez większych zawirowań. W dzień zakończenia roku szkolnego dowiedziałam się, że zostanę wychowawczynią. I to pomogło mi podjąć w końcu najważniejszą decyzję w tym roku - zrezygnowałam ze studiów doktoranckich. Bardzo długo się z tym nosiłam, rozmawiałam o tym wcześniej z moim promotorem i pod wpływem jego namowy zostałam, jednak wciąż czułam, że to nie to. Męczyło mnie rozdarcie między pracą w szkole a uczelnią, ciągle czułam, że z czymś zalegam, że nie daję rady. I wreszcie na początku lipca zapadła ostateczna decyzja i wkroczyłam w wakacje bez obciążenia studiami.
Wakacje to był dla mnie czas odpoczynku i oswajania się z nową rzeczywistością. Spędziłam je głównie w domu rodzinnym. Po raz trzeci wzięłam też udział w rowerowej pielgrzymce na Jasną Górę i w tym roku przeżyłam ją wyjątkowo ciężko. Mimo wszystko jednak było warto. Druga połowa sierpnia wiązała się już z powrotem do Gdyni i przygotowaniami do nowego roku szkolnego w nowej roli.
Czas od września płynął bardzo szybko. Szkoła i nauczanie pochłonęły mnie całkowicie, ale dzięki rezygnacji ze studiów miałam więcej czasu dla siebie. Sporo czytałam, lepiej przygotowywałam się do zajęć. Najtrudniejszy był grudzień, kiedy zbliżał się czas wystawienia ocen semestralnych. Więcej prac do sprawdzenia, ciągle jakieś poprawy... A do tego dwa tygodnie zastępstwa za koleżankę, co dołożyło mi jeszcze raz tyle godzin, ile mam normalnie. Ale przetrwałam, bardzo spokojnie spędziłam rodzinne Święta Bożego Narodzenia, odpoczęłam, spotkałam się z koleżankami. I tak kończy się mój rok 2018. W Nowy Rok mogę wkroczyć z entuzjazmem, ale i spokojem w sercu. Mam wiele planów i marzeń, które może uda mi się zrealizować. Są to proste sprawy, dotyczące mojej codzienności, pracy, ale mam też kilka takich, które stanowią wyzwanie i mają mi urozmaicić życie. Jak będzie - zobaczymy.
Każdemu, kto tu trafił i czyta te słowa, życzę wiele radości w Nowym Roku 2019! Przede wszystkim takiej radości codziennej, znajdowanej w drobiazgach. Doceniania piękna w otaczającym nas świecie, więcej uśmiechu i wzajemnej życzliwości. I oczywiście samych wspaniałych książek!
Komentarze
Prześlij komentarz