Przejdź do głównej zawartości

Młode wino

Ileż to już razy próbowałam wprowadzić w swoim życiu dobre nowe nawyki. Albo pozbyć się złych starych. Zwykle po kilkudniowym sukcesie odniesionym dzięki zapałowi i entuzjazmowi towarzyszącym nowości wszystko wracało do normy. Ach, te sprawdzone schematy...

Postanawiam: "Zaczynam się zdrowo odżywiać!". Kupuję owoce, warzywa, gotuję na obiad zupę, przyrządzam surówki. Ale nie mija wiele czasu, a przychodzi pokusa. Ze sklepowej półki uśmiechają się słodycze, czipsy... Nie ma czasu na przygotowanie obiadu, więc kupuję pizzę, frytki lub innego "gotowca". Ostatecznie, skoro już raz uległam, to słabnie moja wola i entuzjazm, więc ulegam kolejny raz, i kolejny, aż w końcu z postanowienia zostaje tylko wspomnienie.

Inny przykład: "Seriale i filmy będę oglądać tylko w weekendy!". To nawet trudniejsze niż zdrowe odżywianie. Szybko do głowy przychodzi myśl: "Tylko jeden odcinek, na czas jedzenia obiadu, przecież te czynności można połączyć, i tak nie pracowałabym w tym czasie". I to już jest oczywiście koniec, bo przecież muszę się dowiedzieć, co będzie dalej, a poza tym należy mi się chwila relaksu każdego dnia.

Wygląda to trochę tak, jakbym walczyła sama ze sobą. Jakby walczyły ze sobą dwa moje oblicza: to porządne, pracowite oraz to zepsute, leniwe. Dlaczego zwykle zwycięża to drugie? Dlaczego tak trudno wprowadzić zmiany do swojego życia, są to przecież zmiany z założenia na lepsze?

Taka refleksja przyszła mi dziś do głowy pod wpływem słów z Ewangelii: "Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i gorsze staje się przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki. Wino się wylewa i bukłaki przepadną. Raczej młode wino należy wlewać do nowych bukłaków" (Mk 2, 21-22). Ta wypowiedź Jezusa jest tak aktualna... I stanowi odpowiedź na moje pytania. Zmiany nie wychodzą, gdyż są jak wlewanie młodego wina do starych bukłaków. Nie mogę oczekiwać, że uda mi się przemienić swoje życie, jeśli nie zmienię siebie i mojego nastawienia, jeśli nie dojrzeję (a właściwie odmłodnieję) duchowo. Zmiana musi dokonać się u podstaw. Inaczej "młode wino" dobrych postanowień rozerwie "stary bukłak", jakim jestem ja sama.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jaki był ten rok

Dziś ostatni dzień roku 2018. Wiele osób robi podsumowania, wspomina najlepsze chwile, najlepsze przeczytane książki. I ja również pokrótce podsumuję z własnej perspektywy ten kończący się rok. Pierwsze miesiące 2018 roku nie były łatwe. Nie przepadam za tym okresem w roku, kiedy dni są krótkie, pogoda nijaka, minęły Święta Bożego Narodzenia i pozostaje jedynie oczekiwanie na wiosnę, która tak długo nie chce nadejść. Mimo to na początku 2018 roku była kilka zdarzeń wartych zauważenia. Założyłam tego bloga i (może nieregularnie, ale jednak) publikuję co jakiś czas posty. Napisałam pracę podyplomową i się obroniłam, zyskując uprawnienia do pracy jako nauczyciel. I taki właśnie zawód wykonuję - marzyłam o tym od dziecka. Wiosna minęła spokojnie i bez większych zawirowań. W dzień zakończenia roku szkolnego dowiedziałam się, że zostanę wychowawczynią. I to pomogło mi podjąć w końcu najważniejszą decyzję w tym roku - zrezygnowałam ze studiów doktoranckich. Bardzo długo się z tym nosiłam,...

Czytelnicza niemoc

Wydawać się może, że jesień to idealna pora roku dla mola książkowego. Długie, chłodne wieczory, kiedy można zaparzyć herbatę, otulić się kocem i zaszyć z książką w fotelu - to brzmi tak miło. I w moich wyobrażeniach jesieni taki obraz jest bardzo żywy, jednak kiedy przychodzi co do czego okazuje się, że takie okoliczności to raczej wyjątek niż reguła. Dla mnie jako nauczyciela jesień to czas naprawdę intensywnej pracy, a już tak od połowy listopada, kiedy na horyzoncie rysuje się widmo zbliżającego się zakończenia pierwszego semestru, nagle zaczyna brakować czasu nawet na bieżące sprawy. Znalezienie go na przyjemną lekturę staje się trudne, nie mówiąc już o tym bajkowym, przytulnym klimacie. Czytam więc, kiedy tylko mogę, w pociągu, na przerwie, przy posiłku, na chwilę przed snem (dopóki jeszcze rozumiem, o czym czytam). Zaczęłam kilka książek, ale w takim ślamazarnym tempie żadna nie porywa i nie daje takiej przyjemności, jaką dawałaby czytana na spokojnie, w większych part...

Światło, którego nie widać

Czytam sporo różnych książek, staram się dobierać swoje lektury tak, by oprócz rozrywki niosły też jakieś przesłanie, były wartościowe. Jakiś czas temu sporą popularnością cieszyła się powieść "Światło, którego nie widać" Anthony'ego Doerra. W 2015 roku zdobyła ona nagrodę Pulitzera, zauważono ją również w kilku konkursach i zestawieniach. W moim przypadku zainteresowanie jest zazwyczaj odwrotnie proporcjonalne do popularności książki. Mimo to na targach książki w Gdańsku skusiłam się na kupno "Światła, którego nie widać" i po zapoznaniu się z jej treścią cieszę się, że tak się stało. Akcja powieści toczy się głównie w czasie II wojny światowej, chronologiczny ciąg zdarzeń przeplatany jest fragmentami prowadzącymi do kulminacyjnego momentu rozgrywającego się w sierpniu 1944 roku. Dwoje głównych bohaterów to dzieci - dziewczynka z Francji i chłopiec z Niemiec. Dziewczynka, Marie-Laure, wychowywana przez ojca, który pracuje jako ślusarz w Muzeum Przyrodniczym w ...